niedziela, 28 stycznia 2018

Poświątecznie, noworocznie

Kolejny pościk nie tyle może usprawiedliwiający, co zdający sprawozdanie z poczynań mających miejsce w Domu w Dziczy na niewie rękodzielniczej..

W ramach prezentów świątecznych zrobiłam dwa breloczki słoniowe.

Czerwonego dla mojej siostry



 i fioletowego - dla teściowej.




W zasadzie zamiast "w ramach prezentów" trafniej byłoby powiedzieć "w ramach dodatku do prezentów", ponieważ w charakterze prezentu głównego (tego rękodzielniczego rzecz jasna, książek, które dostały moja siostra i moja teściowa sama nie napisałam :)) wystąpiły szale.

We wrześniu podczas Drutozlotu, który - tak się szczęśliwie złożyło - odbywa się w moim rodzinnym mieście nabyłam drogą kupna całą górę (choć nie tak wielką górę, jak bym sobie życzyła, górkę raczej) włóczek, między innymi "cukiereczki" GarnManufaktur McLana, które leżały sobie w sypialni i czekały na właściwy moment i chwilę natchnienia.

Właściwy moment nadszedł był w grudniu (podobnie jak chwila natchnienia), gdy wymyśliłam sobie, że z takich śliczności powinno się zrobić chusty. Jeden motek, jedna chusta (albo szal), a w dodatku, jak się okazało, robi się je wręcz cudownie.


Dla teściowej wybrałam "cukiereczek" w różnych odcieniach zieleni, leśny w charakterze.



A dla mojej siostry, która zazwyczaj ubiera się na czarno z jednym, jedynym kolorowym elementem - tęczowe.




Jak zawsze gryzłam palce ze stresu, czy prezenty się spodobają, ale obie obdarowane wydawały się tak zadowolone (względnie są dobrze wychowane i umiejętnie udawały), że, podniesiona na duchu oraz posiadająca jeszcze trzy motki "cukiereczków" w kolekcji Włóczek-Z-Których-Kiedyś-Coś-Zrobię niezwłocznie przystąpiłam do produkcji kolejnych chust i szali.

Które zapewne KIEDYŚ tutaj pokażę :).