Dawno, dawno, naprawdę BAAARDZO DAWNO temu nabyłam byłam moteczek w sklepiku Liloppi.
O, ten:
Było to tak dawno temu, że nie pamiętam nawet numeru motka i nie wiem, czy jest on nadal dostępny w sprzedaży (jeśli sobie przypomnę albo znajdę gdzieś metkę to tu natychmiast napiszę dla ewentualnych zainteresowanych), ale to, co pamiętam, to natychmiastowe skojarzenie z "Gwiaździstą nocą" van Gogha.
W ogóle nie umiałam o nim inaczej myśleć, co rzucałam okiem to mi te tańczące gwiazdy i niebieskie wiry stawały przed oczami, i wiedziałam, że absolutnie nie moge przerobić tego motka na pierwszy wzór, który mi w ręce wpadnie. O, nie, to musi być wzór pasujący chociaż trochę do tych gwiazd, i wirów, i nocy pełnej mgnień!
A zatem motek leżał i czekał.
I czekał.
I czekał.
I gdy już się wydawało, że się nigdy w życiu nie doczeka trafiłam w sklepiku Zakręconych Motków na wzór Kira od Matka Dziergająca i tak mi kliknęło w duszy, że otóż! Otóż chyba to jest to.
I było.
I nie dość, że cudownie się w mojej głowie ten wzór zgrał z migotaniem, gwiazdami i van Goghiem, to jeszcze robiło się go tak komfortowo, że nawet nie zwracałam uwagi na nopki (to sa te błyszczące zrubienia ze złotej nici, które dodają gotowej robótce urody, ale w przerabianiu, a zwłaszcza pruciu, sa koszmarem każdego rękodzielnika :)).
A gdy skończyłam pomyślałam, że bez migotania ta chusta też byłaby piękna. I w stonowanych barwach byłoby jej również do twarzy.
I - choć wzory powtarzam niezwykle rzadko, wręcz nigdy chyba? - bez wahania sięgnęłam po najbardziej mglisto-sepiowy motek, jakim dysponowałam, i machnęłam następną Kirę, a robiło się ją równie komfortowo, jak tę pierwszą.
I nie wykluczam, że nie jest to moje ostatnie słowo, bo chyba jest to jeden z najmilszych w przerabianiu wzorów, z jakimi miałam do czynienia.
No i daje świetny efekt w każdej odsłonie (i gwiaździsta, i sepiowa mają swoich gorących zwolenników :)).
Może przyjdzie kiedyś czas na Kirę tęczową? Albo pastelową? Albo, przeciwnie, intensywnie zwariowaną kolorystycznie?
Kto wie :).