niedziela, 12 listopada 2023

Gwiaździsta noc (również w sepii :))

 Dawno, dawno, naprawdę BAAARDZO DAWNO temu nabyłam byłam moteczek w sklepiku Liloppi.

O, ten:

 


 Było to tak dawno temu, że nie pamiętam nawet numeru motka i nie wiem, czy jest on nadal dostępny w sprzedaży (jeśli sobie przypomnę albo znajdę gdzieś metkę to tu natychmiast napiszę dla ewentualnych zainteresowanych), ale to, co pamiętam, to natychmiastowe skojarzenie z "Gwiaździstą nocą" van Gogha.

 


W ogóle nie umiałam o nim inaczej myśleć, co rzucałam okiem to mi te tańczące gwiazdy i niebieskie wiry stawały przed oczami, i wiedziałam, że absolutnie nie moge przerobić tego motka na pierwszy wzór, który mi w ręce wpadnie. O, nie, to musi być wzór pasujący chociaż trochę do tych gwiazd, i wirów, i nocy pełnej mgnień!

A zatem motek leżał i czekał.

I czekał.

I czekał.

I gdy już się wydawało, że się nigdy w życiu nie doczeka trafiłam w sklepiku Zakręconych Motków  na wzór Kira od Matka Dziergająca i tak mi kliknęło w duszy, że otóż! Otóż chyba to jest to.

I było.




I nie dość, że cudownie się w mojej głowie ten wzór zgrał z migotaniem, gwiazdami i van Goghiem, to jeszcze robiło się go tak komfortowo, że nawet nie zwracałam uwagi na nopki (to sa te błyszczące zrubienia ze złotej nici, które dodają gotowej robótce urody, ale w przerabianiu, a zwłaszcza pruciu, sa koszmarem każdego rękodzielnika :)).

A gdy skończyłam pomyślałam, że bez migotania ta chusta też byłaby piękna. I w stonowanych barwach byłoby jej również do twarzy.

I - choć wzory powtarzam niezwykle rzadko, wręcz nigdy chyba? - bez wahania sięgnęłam po najbardziej mglisto-sepiowy motek, jakim dysponowałam, i machnęłam następną Kirę, a robiło się ją równie komfortowo, jak tę pierwszą.




I nie wykluczam, że nie jest to moje ostatnie słowo, bo chyba jest to jeden z najmilszych w przerabianiu wzorów, z jakimi miałam do czynienia.

No i daje świetny efekt w każdej odsłonie (i gwiaździsta, i sepiowa mają swoich gorących zwolenników :)).




Może przyjdzie kiedyś czas na Kirę tęczową? Albo pastelową? Albo, przeciwnie, intensywnie zwariowaną kolorystycznie?

Kto wie :).




sobota, 21 października 2023

Chusta na (nie)szarą jesień

 To naprawdę nie jest tak, że zapał do reaktywacji bloga mię wychłódł. 

Raczej było przeciwnie - panująca latem aura (jakże często upalna) dosyć skutecznie eliminowała mnie i z blogosfery, i z czynności rękodzielniczych, i ogólnie z życia, doprawdy, wystarczy zajrzeć na mojego (ledwo żywego) Instagrama, by zauważyć gwałtowny spadek rękodzielnictwa latem. Cóż robić, temperatury powyżej trzydziestu stopni skutecznie wyłączają mnie z życia od zawsze.

A potem nadszedł wrzesień (tak! REKORDOWO CIEPŁY!!!), a wraz z nim - początek roku, serie wywiadówek, spotkań Rad Rodziców, dłuuuugich ciągów serwowanych z zaskoczenia "mamo, a ja muszę na jutro...", i blogosfera sobie nadal beze mnie dogorywała, ale przynajmniej wieczorami zaczynałam coś tam dziergać, bo szydełko przestało mi się ślizgać w spoconej dłoni.

Zaś po wrześniu przyszedł październik, i jeśli komuś się wydaje, że posiadanie dziecięcia-studenta uwalnia rodziców od trosk i siwienia owłosienia, to znaczy że nie docenia Potomka Starszego i rzadkiej umiejętności robienia wokół siebie zamieszania, którą ten dysponuje w ilościach ponadwymiarowych.

Ale przynajmniej mogłam skończyć coś, co zaczęłam robić wiosną.


 Na przykład chustę "Champs Elysees".

 Która była co prawda przewidziana - ze względu na optymistyczną kolorystykę - na chustę wiosenno-letnią...


 ...ale może się ostatecznie okazać idealną - ze względu na optymistyczną kolorystykę (oraz włóczkę merynosowo-akrylową) chustą jesienną.


 Gdyż co jak co, ale szaroburość, smutność i ponurość nam w niej nie grozi!


 

(Dane techniczne - włóczka - Swing 607 "Amazing Summer", 1600 m (plus Baby Swings na brzeg) od @liloppi_

 
Wzór Champs Elysees od @skladrekodziela ).

środa, 21 czerwca 2023

Chusta na Przesilenie

 Miałam ci ja motek.


Motek intensywnie kojarzył mi się z makami, i słusznie nawet, gdyż był to motek Swing od Liloppi, jedyne 1600 m, o wdzięcznej nazwie Poppies Field i numerze 371.

Maki to ja kocham wielką miłością, odkąd znowu w krajobrazie pojawiły się pola usiane czerwonymi plamkami kwiatów dusza moja śpiewa i tańczy, samo kwiecie zaś kojarzy mi się z czerwcem i letnim przesileniem.

A zatem miałam motek, miałam skojarzenia, a to, czego nie miałam to WZÓR. 

Wzór musiał być, co było dla mnie od początku oczywiste, pasujący i do maków, i do skojarzeń, i do przesilenia, i do łąk upstrzonych czerwonymi plamkami...

Słowem, taki wybór to łatwizna :D.

A jednak się udało! Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale natrafiłam na wzór pasujący i do maków, i do letniego przesilenia. Wzór, co prawda, nazywa się Thistle (autorką jest Matka Dziergająca), ale dla mnie to były od początku maki.

Nabyłam rzecz drogą kupna i zaczęłam dziergać.


Ile mi to zajęło nie powiem, i nie dlatego, że wzór mnie przerósł czy co, bo nie przerósł, bardzo jest przyjemny w robieniu i bardzo przejrzyście napisany, ale okoliczności życiowe przerosły mnie zdecydowanie.

Na skutek tych okoliczności praktycznie przestałam dziergać/szyć/szydełkować/i wszystko inne na prawie rok (bo tych czterech chwytek do kuchni nie warto uznawać za dzierganie, co najwyżej za próbę nie utonięcia w rzeczywistości Okoliczności Życiowych), a chusta Thistle (vel Mokosz, jak ją nazywałam pieszczotliwie) padła tego ofiarą, leżąc zawinięta w woreczku na dnie szafy.

Aż wreszcie wzięłam się za łeb z Okolicznościami, odbiłam od dna i, płynąc ku powierzchni, zagarniałam wszystkie nie dokończone, a czasem, o zgrozo, ZAMÓWIONE i nie dokończone robótki, wszelkie plany, pomysły i mgliste twórcze wizje.

Thistle poszła na pierwszy ogień.

I oto jest.


Całkiem skończona.


Naprawdę duża i piękna.


I nadal przypomina mi pole maków :).



poniedziałek, 29 maja 2023

Torby, torby, mnogo toreb

Do tego, że w każde lato muszę wyprodukować chociaż jedną torbę już przywykłam.

Najpopularniejsze są torby tęczowe

Acz nasz klient nasz pan, i jeśli nasz klient(-ka w tym wypadku) życzy sobie torby w stonowanych odcieniach, albowiem ma być plażowa i pasować do plaży, jego (jej!) torba taka właśnie będzie.

Tym niemniej, choć naprawdę lubię od czasu do czasu wyplątać torbę czy dwie, wszywanie wystających nitek to jest taki więcej koszmar. Tak naprawdę nie są to nitki, tylko kawałki sznurka, bardzo trudno jest ukryć je tak, by nie odstawały, a moja dusza perfekcjonistki cierpi obawiając się, że tu i ówdzie może się coś odpruć czy niechlujnie zwisać.

Aż tu nagle, wreszcie, nieoczekiwanie, wpadłam na pomysł, jak zaoszczędzić sobie udręki wszywania/obaw przed odpruwaniem!

i tak powstała moja pierwsza torba z dzyndzelkami.


 Pierwsza, jak widać, jest niebieska, ale kolejna już prawilna, tęczowa :D.

 I jeszcze kolejna, niby tęczowa, a jednak nie (pomysł na nią chodził mi po głowie od ładnych kilku lat, i pewnie chodziłby nadal, gdybym nie znalazła sposobu na TE NITKI).

 

 

A na koniec - torba zupełnie inna, i jakkolwiek rzadko, a wręcz nigdy nie mówię tego o własnych wytworach, tak teraz muszę - jest super wygodna, pojemna, absolutnie rewelacyjna torba-worek na plażę (lub zakupy).



Kolejne INNE torby mam w głowie.

Być może, jeśli Dobry Los i Potomki oraz Życie pozwolą, kiedyś przyjmą formę fizyczną :D.


piątek, 19 maja 2023

Lalki i nie tylko

 Zamówienie dostałam na jedną.

Ale każdy, kto zna mnie choćby pobieżnie, bez trudu zgadnąć mógł, że na jednej to się nie skończy!

I rzeczywiście, gdy tylko zamówiona laleczka zombie trafiła w ręce Właścicielki

 ja natychmiast przystąpiłam do produkcji drugiej,

w odcieniach niebiesko-turkusowych, 

oraz trzecią

zielono-różową.


Pomysły na kilka ich koleżanek i owszem, mam, ale chwilowo pozostały w zawieszeniu, co w żaden sposób nie oznacza, że do nich nie powrócę, gdy znużą mnie duże formy i "poważna", użyteczna produkcja.

Przez co nie należy rozumieć, że laleczki zombie są z definicji bezużyteczne, o nie!

Jako breloczek mogą służyć :).


Albo zawieszka do samochodu. którą zamówił u mnie Pan Małżonek.

I którą, gdy tylko będzie gotowa, na pewno tu pokażę :).


poniedziałek, 8 maja 2023

Chusty na cztery pory roku

 W ramach nadrabiania zaległości przedstawiam moje chusty na cztery pory roku.

Są tu zapewne Kochani Czytelnicy, którzy pamiętają moje kocyki temperaturowe, które dziergałam dla moich czterech chłopczyków. 

Dwa lata temu (ojej...) doszłam do wniosku, że nie ma sensu mnożyć bytów i wymyśliłam chusty na cztery pory roku. Każda na jedną, każda z włóczki, która mi się "skojarzyła".

Ponieważ wpadłam na pomysł na początku roku i w dodatku, o szczęsna okazjo, dysponowałam stosownym moteczkiem, na pierwszy ogień poszła Zima:


Ta włóczka zdobna jest w nopki, których co prawda nienawidzę (tragicznie się prują, jeśli zajdzie taka konieczność, a i przerabiają dość opornie), ale którym oprzeć się nie mogę, bo dodają włóczce urody i migoczą, a w chuście zimowej migotanie to konieczność :).

Motków na pozostałe pory roku nie miałam, nabyłam je drogą kupna specjalnie na tę okazję, wybierając baaaardzo długo i starannie.

I taka oto jest Wiosna:


Lato (miałam tak silne skojarzenia z pogodnym dniem na plaży, że nie mogłam się oprzeć, plus wzór Kalinda podkreśla tę morskość):



I wreszcie Jesień:



A tak wyglądają wszystkie razem:


(czy też raczej wyglądały, bo dwie mają już nowe Właścicielki :)).

Optymistycznie zapowiadając ciąg dalszy prezentowania zaległości wkrótce, powracam do nerwowego grazienia palców (bo to, wiecie. Dziś MATURA. 

Z MATEMATYKI.

Ufff).