W komentarzu pod poprzednim postem wierna i czytajaca moje oba blogi Czytelniczka zasugerowała, że powinnam tu wrzucać nie tylko aktualności, ale także przeróżne zabytki, które wykonałam była lat temu sporo, i które teraz kurzą się gdzieś w kątku, albo są użytkowane i zdążyłam zapomnieć, że to właśnie ja je zrobiłam.
Pomyślałam, że właściwie chyba nie mam czegoś takiego, co jest warte pokazywania, co innego aktualności, nawet duperele, ale insze inszości... a potem mi błysnęło, że owszem, mam.
Jedną rzecz.
Mój własny, najwłaśniejszy ślubny welon.
No, może raczej szal, bo jako szal go nosiłam, chociaż welon dałoby się z niego upiąć bez problemów, bowiem wykonany jest z szyfonu, więc lekki, haftowany dwustronnie jedwabiem (teraz bym wybrała zwykłą mulinę bawełnianą DMC, bo z jedwabiem jest masa użerania się, ale wtedy byłam romantyczna - a przecież "haftowane jedwabiem na szyfonie" brzmi prze-prze-przeromantycznie, czyz nie? :)).
Welon, jak łatwo się domyślić, miałam na sobie w życiu raz, co prawda zamierzałam go używać i później przy okazji jakichś wyjść do teatrów/ na premiery/ na cudze śluby/ wykwintne bale/ itepe itede, ale że moje życie osobiste jakoś uwiędło skutkiem popadnięcia w macierzyństwo, zamieszkania w Dziczy i zaliczania licznych chorób i wypadków losowych jakoś się nie złożyło.
I tak sobie pomyślałam, że byłoby szkoda, żeby dzieło mojego życia, które wyszywałam do ostatniego dnia przed ślubem kalecząc sobie palce (bo deadline miałam, taki więcej nieprzesuwalny), kurzyło się smutno zwinięte w szufladzie.
Zwłaszcza, że to chyba jedyna rzecz, z której jestem (prawie :)) zadowolona.
Więc postanowiłam, że się nim chociaż tu
bezczelnie,
nachalnie,
bez skrupułów
i popadając w nieopanowane zarozumialstwo
pochwalę :).
Pomyślałam, że właściwie chyba nie mam czegoś takiego, co jest warte pokazywania, co innego aktualności, nawet duperele, ale insze inszości... a potem mi błysnęło, że owszem, mam.
Jedną rzecz.
Mój własny, najwłaśniejszy ślubny welon.
No, może raczej szal, bo jako szal go nosiłam, chociaż welon dałoby się z niego upiąć bez problemów, bowiem wykonany jest z szyfonu, więc lekki, haftowany dwustronnie jedwabiem (teraz bym wybrała zwykłą mulinę bawełnianą DMC, bo z jedwabiem jest masa użerania się, ale wtedy byłam romantyczna - a przecież "haftowane jedwabiem na szyfonie" brzmi prze-prze-przeromantycznie, czyz nie? :)).
Welon, jak łatwo się domyślić, miałam na sobie w życiu raz, co prawda zamierzałam go używać i później przy okazji jakichś wyjść do teatrów/ na premiery/ na cudze śluby/ wykwintne bale/ itepe itede, ale że moje życie osobiste jakoś uwiędło skutkiem popadnięcia w macierzyństwo, zamieszkania w Dziczy i zaliczania licznych chorób i wypadków losowych jakoś się nie złożyło.
I tak sobie pomyślałam, że byłoby szkoda, żeby dzieło mojego życia, które wyszywałam do ostatniego dnia przed ślubem kalecząc sobie palce (bo deadline miałam, taki więcej nieprzesuwalny), kurzyło się smutno zwinięte w szufladzie.
Zwłaszcza, że to chyba jedyna rzecz, z której jestem (prawie :)) zadowolona.
Więc postanowiłam, że się nim chociaż tu
bezczelnie,
nachalnie,
bez skrupułów
i popadając w nieopanowane zarozumialstwo
pochwalę :).
Scarlett O'Hara zwariowałaby na widok tego. Nawet przed wojną. Jako i ja zwariowałam... ;-)
OdpowiedzUsuń(zgadnij, co czytam)
Może i tak :D.
Usuń(Bena Eltona? :))
Bena Eltona przeczytałam od razu wtedy. Wspaniały! Teraz robię podchody, żeby zobaczyć film - ale trochę się bojam, bo nie sądzę, żeby ktoś, kto nazwał tę adaptację "Maby Baby", ehem, zrozumiał, o co tam chodzi... Ale może się odważę :-) Dzięki za typa jeszcze raz!
UsuńAutor tak rzecz nazwał, więc tego się nie obawiaj :). Scaenariusz też pisal. Ale powiem szczerze, że film to takie coś na jedno obejrzenie (mimo Hugh Lauriego w roli męskiej :)), inna rzecz, że od początku mialam wrazenie, ze to jest książka nie do sfilmowania, więc sie nie zdziwilam :)).
UsuńLepiej poczytaj resztę Bena Eltona, kazda książka inna, kazda o istotnej sprawie spolecznej (genialne oko ma ten czlowiek!), szczególnie uwielbiam "Slawa az do smierci" :))).
Absolutnie romantyczna. Brakuje tylko Pana Darcy'ego i wybranki :) Urzeczona, oddalam się do ogrodu :)
OdpowiedzUsuńNo, wybranka była, Pan Darcy też :D.
UsuńW I E L K I S Z A C U N Kobieto! Zatkało mnie na widok tego cudeńka ;) A chwalić masz się czym.
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo, to takie, rozumiesz, spełnienie dziwcięcego marzenia :).
UsuńWielka szkoda, że mi w tym roku dych stuka, a nie dopiero ślub, bo bym taki romantyczny szal od Ciebie KM zamówiła! Piękny!!!
OdpowiedzUsuńU mnie też dycha, tyle wlasnie lat ma ten szal! I nie wiem, czy by się kalkulowalo go zamawiać, szczerze mowiąc, już sam material koszmarnie drogi... że nie wspomnę, że musialabym mieć z rok zapasu, żeby na pewno zdążyć :D.
UsuńO matko bosko królewsko! Tyle wyszywania, takie drobinki i w dodatku takie cudne! Tak sobie myślę, jaki piękny by był z tego szala obrus, jaka śliczna firanka... Ech lepiej niech się to kurzy w szufladzie, za ładne żeby używać. Może dasz synowej w prezencie :-)
OdpowiedzUsuńTeż o firance myślalam, ale sentyment mi nie pozwala (jak bede miala, ekhm, ekhm, czas, to machnę taka firanke bez sentymentalnych skojarzeń! Tylko nie jedwabiem haftowaną, to juz byłaby przesada...)
UsuńMam nadzieję, ze będe miala chociaż jedną synową... i że ta chociaz jedna synowa będzie chciała się w starocie spowijać :).
Oj tam, to wnuczce ;). Napatrzysz się na niego przynajmniej :)
UsuńCzyli słusznie podejrzewałam, że żyjesz w innym wymiarze czasowym. A ponadto przed ślubem byłaś księżniczką zamkniętą w wieży.
OdpowiedzUsuńCzyli Ty naprawdę możesz wyglądać jak Kowalski i Skalmar razem wzieci :)
Ha! I teraz sobie wyobraź tego Kowalmara w TYM :DDD!
UsuńNo i cos ty, wtedy to ja nie miałam dziateczek i mialam ustalona datę ślubu z półrocznym wyprzedzeniem :). Siedziałam sobie i haftowałam...
Piękny. Welon prosto z Dumy i uprzedzenia - jak ja lubię ten serial BBC:)
OdpowiedzUsuńO, ja też, kanoniczna wersja!!! Ogladałam jakieś pięć tysięcy razy :).
Usuńo jesoo...Aż mi się coś zrobiło...Wzruszenie czy cuś..
OdpowiedzUsuńTo skandal ukrywać takie coś przed światem!
Ubezpiecz koniecznie!
Aż mi mowę odebrało!
Tak, już widze te tłumy złodziei, co chciałyby rzecz ukraść, ubezpieczenie jest niewatpliwie konieczne :DDD.
UsuńJest to PRZEPRZEPRZEPRZEŚLICZNE, romantyczne na full, bardziej się nie da, zwiewne, dokładnie wykonane. Ania Shirley pada zemdlona z zazdrości, że ona ślubu nie brała w czymś takim. Diana Barry upija się "soczkiem" z rozpaczy. Inne romantyczne lub romantycznolubne postaci popadają w marazm, żółkną z zazdrości i planują włam z kradzieżą, ale przy takim kolorycie cery już nie mogą Twego szalowelonu nosić.
OdpowiedzUsuńJakże jestem Ci wdzięczna, żeś upubliczniła to dzieło sztuki! Dziękuję Ci.
Życie się zrobiło piękniejsze, wznioślejsze.
Proszę - choć osobiście Cię nie znam i pewnie nie spotkam (choć na pewno mamy wspólnych znajomych - patrz teoria "six degrees of separation") - to nie mogę pozwolić na to, byś tego nie nosiła!!! Przynajmniej zakładaj na wyjścia w rocznicę ślubu, czasem na imieniny, Wielkanoc, Dzień Kobiet czy inne święto, które lubisz.
Rozumiem, że szkoda go na codzienne noszenia przy spacerach, bieganiu po sklepach i myciu wanny, ale błaaaaaaagam: minimum raz na kwartał (a najlepiej częściej) zakładaj go!
Lubię teorię "six degrees of separation", uwazam ją za niezwykle optymistyczną :))).
UsuńMam zamiar zakladać, mam, ale nie bardzo mam do czego (chociaż ostatnio jakbym cos znalazla, więc pewnie założę, chociaz nie na rocznice ślubu, bo to styczeń :D).
Ten szal/welon jest poprostu piękny!
OdpowiedzUsuńTo powinno być wystawione na widok publiczny w centralnym punkcie któregoś większego miasta do podziwiania przez masy a nie tylko na blogu. Jestem pod takim wrażeniem, że aż zaniemówiłam i tylko pisać jestem w stanie.
OdpowiedzUsuńM. R.
<3
UsuńCudowny jest!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :). NAWET MI sie podoba :D.
Usuń