czwartek, 28 lutego 2019

Ostatni rzut mitenek

Wiosna idzie, i to raczej dużymi krokami, więc - nim przyjdzie - postanowiłam wrzucić tu wszystkie ocieplacze rączek, jakich jeszcze nie pokazywałam, by oczyścić pole dla robótek mniej zimowych i nastrajających... cieplej.

Na pierwszy ogień idą mitenki, które mają już szczęśliwie dom, a mianowicie mitenki tęczowe


z klapką zapinaną na guziczek,


krótkim ściągaczem i z dość cienkiej wełny, więc nie jestem pewna, czy odpowiednie na siarczyste mrozy (ale na przyjemną końcówkę lutego pewnie tak).

Poza tym mitenki z liskiem doczekały się braciszka, tym razem na ciemnym tle.


Początkowo tło miało być czarne, ale ostatecznie ustaliłyśmy z Właścicielką, że antracyt jest lepszy i wiecie? Chyba rzeczywiście jest.

Liski liskami, ale rękawiczki-koty chodziły mi po głowie od dość dawna, a skutek tego chodzenia wygląda tak:


W dodatku gdy tylko skończyłam natychmiast pomyślałam, że czarny kot z zielonymi oczami też by dobrze wyglądał. I że co prawda ta wiosna idzie, a kocie (i liskowe zresztą też) mitenki zrobione są z ciepłej, dość grubej, wełnianej włóczki, ale co z tego. Kto wie, jaka ta wiosna będzie, może zimna, może bez czarnego kota się nie obejdzie?

W chwilach rozmyślania o kotach na mitenkach, machnęłam takie leśno-letnio-jagodowe,


przyozdobione listowiem, żeby już było na maksa leśno,


no i ponieważ ta wiosna jednak idzie to pomyślałam, że trzeba iść na ustępstwa i wydziergałam mitenki bawełniane.


Włóczka ma niewielką domieszkę wełny i jest całkiem ciepła, ale... no, wiecie, jest BAWEŁNIANA, nie wełniana, nie z alpaki, nie zimowa, wiosenna jest, mięciutka i lekka!


A teraz powinnam zwinąć resztki ciepłych włóczek, schować druty skarpetkowe i ogłosić koniec spotkań z mitenkami, ale mam tyle pomysłów, na tego czarnego kota, i na wielokolorowe z resztek - szarości, róże, fiolety, niebieskości, i jeszcze tych z Buką i z hatifnatami nie zrobiłam!

Więc może uznajmy, że oto za nami ostatni rzut mitenek.

Prawdopodobnie :).

czwartek, 21 lutego 2019

Kocyk dla bobasa (z suplementem)

O kocyku dla lutowego bobasa pisałam w poprzednim poście podsumowującym styczeń.

Styczeń się skończył, bobas miał się pojawić na tym najlepszym ze światów w lutym, więc kocyk miał pierwszeństwo przed wszystkimi innymi robótkami, i owszem, został ukończony.


Na dole (albo na górze, to już jak Szanowna Właścicielka będzie uważać :)) kocyk zdobi rząd klasycznych granny square, ale poza tym stanowi on radosną i chaotyczną plątaninę, typową dla moich kocyków temperaturowych,


z bardzo skromną (też typową dla mojej, ekhm, twórczości) bordiurą.


Szczęśliwa, miejmy nadzieję, Właścicielka poprosiła też o suplement do kocyka.


Suplement był od początku do kończa eksperymentem, po pierwsze dlatego, że ja rzadko robię zabawki, po drugie dlatego, że robiłam ją z tego samego materiału, co kocyk, czyli z Alpaki Dropsa. A za tego, co mi wiadomo o zabawkach, z alpaki robi je się dość rzadko.

I chyba niesłusznie, bo Suplement dziergało mi się nadzwyczaj przyjemnie, począwszy od czubka głowy


aż po stópki i ogonek,


z całym dobrem inwentarza, przyodzianym w kamizelkę z guzikiem, pośrodku.


Bardzo jestem ciekawa, jak sprawi się mysi suplement w codziennym używaniu.


A ponieważ został już zapakowany, wysłany, a nawet dotarł do miejsca przeznaczenia mam nadzieję kiedyś się tego dowiedzieć.



PS. Jako zdyscyplinowana blogerka rękodzielnicza (tłumi nagły napad kaszlu, proszę nie zwracać uwagi) czuję się w obowiązku donieść, że jeden sweter oversize, ten na drutach, też udało mi się skończyć, się zrobi fotki, się pokaże kiedyś tam.

No i Kotcyk Numero Uno też zbliża się do szczęśliwego końca, w weekend planuję akcję "milion nitek", potem bordiura i też będzie gotowy do prezentacji.

Stay tuned.