Hej, hej, jest tu kto???? (a echo odpowiada "...tooo", "...ooo", "...o"...)
Zamiar powrotu tutaj był moim planem noworocznym na rok 2022. Powzięłam go po głebokich przemyśleniach (oraz obejrzeniu miliona zdjęć robótek, w znaczącym nieporządku plączących się na moim telefonie, komputerze oraz tu i ówdzie).
Następnie Wszechświat dość dokładnie pokazał mi, co ja se mogę z planami noworocznymi i wszystkimi innymi, oraz ile mądrości jest w powiedzeniu "jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga opowiedz mu o swoich planach". Sypnęło się wszystko, co sypnąć się mogło, zajęłam się tym, czym absolutnie musiałam, czyli składaniem tego wszystkiego sypniętego w jakąś z grubsza przypominającą... coś całość, noale. Reaktywacja bloga robótkowego, na który i tak zaglądało w maksie dziesięć osób jednak nie łapała się na to "absolutnie muszę". W dodatku, powtarzałam sobie, blogosfera obumiera, od lat o tym czytam w przeróżnych mądrych artykułach, jest staroświecka i się przeżyła, i nikt jej nie potrzebuje, więc, trudno. "Kłębowisko" też sobie obumrze w sposób naturalny.
Blogger, jak się później okazało, powrotu mi nie ułatwiał, ukrywał bowiem przede mną fakt, że nadal byli ludzie, którzy pisali tu komentarze. Odkryłam je przez zupełny przypadek ze cztery miesiące temu, wzruszyłam się niewyobrażalnie tylko po to, by odkryć, że Blogger nie pozwala mi na te komentarze odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, czemu (swoją drogą, ciekawe, czy teraz pozwoli?), na Blogu-Matce komentarze śmigały mi aż miło, a tu -nie. Może Blogger uznał, że blog jest już martwy, może to dlatego, że nie uaktywniałam go od kilku lat, a może po prostu miał focha? Bez względu na powód chciałabym, by te Czytelniczki, które tu coś pisały wiedziały, że jestem im za każdy komentarz dogłębnie wdzięczna, nie umiem powiedzieć, ile one dla mnie znaczyły, i niewątpliwie są jednym z powodów, dla których, rok po sypnięciu się wszystkiego w drobny proszek, podejmuje jednak próbę, by wrócić.
Wracam z getrami.
Getry, że tak to ujmę, chodziły za mną od lat wielu, i tak chodziły, chodziły, chodziły, ale zawsze a to było coś innego do zrobienia, a to pogoda nie sprzyjała, a to dławiły człowieka wątpliwości, czy ktoś w ogóle jeszcze getry nosi???
Aż własna Teściowa wyraziła życzenie, by rzecz posiadać. Nieistotne, czy reszta świata nosi, skoro Teściowa wyraziła życzenie, Teściowa getry dostanie!
I dostała.
Ponieważ nie jestem (niestety... chyba) osobą, która poprzestaje na jednej sztuce czegokolwiek, jak się już rozpędzi, natychmiast wykonałam drugą parę, dłuższą i zdobną we frywolne pomponiki.
A po niej trzecią (odkryłam bowiem, że getry robione moją metodą - czyli asymetryczne i z różnego rodzaju włóczek - rewelacyjnie nadają się do wykańczania resztek, które w milionach kłębuszków zalegają w szufladach i pudełkach chyba wszystkich dziewiarek świata).
A potem wyhamowałam, albowiem zima skłoniła się ku końcowi, aura się odmieniła i getry do niej nie pasowały.
Co nie znaczy, że nie robię kolejnych jednak. Robię, ale tym razem nie na zasadzie "ach, muszę, bo się udusze i nie spożytkuję resztek!!!", tylko dlatego, że własnej pary zażyczył sobie Pompon Starszy.
Tym niemniej wiosna wiosną, a jak mam do pokozania dwieście tuzinów zimowych mitenek, chust i czapek z archiwum. Plus na bieżąco to, co teraz dziergam.
Powiedziałam "A". Być może uda mi się powiedzieć "B" i wrzucić wkrótce kolejny post. A potem kolejny. I kolejny. I kolejny.
Trzymajcie, proszę, kciuki.