niedziela, 12 lutego 2017

Zima zła

Z Kłębowiskiem to jest tak, że sobie jest.

Jest, usycha, posypuje się kurzem, a ja o nim CODZIENNIE myślę i planuję, że zaraz! natychmiast! jak tylko wrócę do domu/ dzieci pójdą spać i będę mogła siąść do komputera/ zrobię odpowiednie zdjęcia/ będzie weekend i będę miała więcej czasu/ będą ferie i będę miała więcej czasu/ będą wakacje i będę miała więcej czasu/ dostanę grypy i będę miała trochę czasu między kichaniem i smarkaniem (excusez) w chusteczkę/ cokolwiek - otóż w takich okolicznościach natychmiast siądę i uzupełnię, a mam o co uzupełniać.

Po czym nadchodzą te ferie, wakacje, weekend czy grypa, i nic. Mam setki ważniejszych zajęć, nie mam czasu albo (najczęściej) dopada mnie polatujący nad Domem w Dziczy nader często (a wręcz - rzekłabym - bez przerwy ostatnio, a przez "ostatnio" rozumiem "od trzech lat") duch "A po jaką cholerę?" czy też, by wyrazić się grzeczniej "wszystkotobezsensu" i Kłębowisko nadal pokrywa się kurzem, a góra nie uwiecznionych (a często nie mających szans na uwiecznienie, ponieważ podarowanych Teściowej, Przyjaciołom i Znajomym) robótek rośnie i też się pokrywa. Tym kurzem.

Co jakiś czas z permanentnego snu zimowego wyrywa mnie pytanie - najczęściej zadane przez jednego z tych trzech Czytelników, którzy tu z wzruszającą nadzieją zaglądają - o jakiś wzór czy inny schemat, i wtedy się budzę i popełniam wpis. I obiecuję sobie, że jak tylko wrócę do domu/ dzieci pójdą spać (i tak dalej, patrz wyżej) to ja natychmiast! zaraz! pouzupełniam i napiszę, i sfotografuję, i dotrzymam danej samej sobie obietnicy, że będę tu coś publikować raz w tygodniu.

Tym razem pytanie zadała coco.nut  , a ja się obudziłam i publikuję. Coś, co zresztą nie ma ze wspomnianym pytaniem nic wspólnego, ale na pytanie odpowiem. Serio. W jednym z tych wpisów, co to je teraz NA PEWNO będę popełniać. Raz w tygodniu.

Ale na razie to. Zaległość jeszcze z zeszłego roku.

W zeszłym roku zrobiłam sweter, który czekał tylko zszycie.


I nawet się doczekał, ale w międzyczasie nadeszło lato, ciepłe, a sweter jest robiony z alpaki, w dodatku podwójną nitką, i jeszcze bardziej w dodatku ma golf.


Robiony jest z pasów dzierganych na drutach (banalnie nudnym ściegiem gładkim),


następnie połączonych szydełkiem,


a ponadto wymyślony został przeze mnie od a do zet, zaprojektowany, wydziergany, zszyty i noszony zimą, która nadeszła po tej poprzedniej zimie, a okazał się taki, jak trzeba - czyli otulający, cieplutki i oversize, tak, jak lubię.


A skoro już mówimy o robótkach wykonywanych nudnymi ściegami (oraz oversize) to taki też jest JEDYNY sweter wykonany przeze mnie dla moich dzieci.

Nie lubię dziergać dla dzieci (nie wykluczam, że jestem wyrodną matką), gdyż one tego raczej nie doceniają, a po drugie - migiem wyrastają i potem człowiekowi smutno, że dzieło jego rąk na sobie taki smyk miał na sobie trzy razy, potem sezon się skończył, a następny zastał smyka za dużego na dowolny sweter, choćby nie wiem, jak bardzo był on oversize rok wcześniej.

No i w pierwszej kwestii spotkało mnie zaskoczenie stulecia, gdyż Pompon Młodszy ideę noszenia swetra przyjął z entuzjazmem (i prawie natychmiast mamusine rękodzieło upaćkał keczupem, ale przedtem udało mi się cyknąć mu fotki).



Fotki zostały cyknięte telefonem, który przekłamał kolor - w rzeczywistości sweterek jest błękitny jak pogodne niebo i pasuje do ocząt Pompona Młodszego, który wygląda w nim jak aniołek. Którym naprawdę, ale to naprawdę nie jest.

Jak widać, sweter robiony jest gładkim - "rządek prawy, rządek lewy"- ściegiem i jego jedyna ozdoba to naszywane śnieżynki.


Naszywanie śnieżynek stanowiło jedyny element rozrywkowy przy produkcji dzieua, która poza tym była śmiertelnie nudna :).

Keczup w każdym razie udało się ślicznie sprać, Pompon Młodszy idzie zadawać szyku w swoich błękitach jutro w przedszkolu, a ja nie powiedziałam ostatniego słowa w kwestii błękitów tej zimy.

O czym będzie w jednym z tych postów, co to je NA PEWNO napiszę. Wkrótce.

Pilnujcie mnie (wszystkie trzy!) albo co.