piątek, 25 grudnia 2015

Choinka i życzenia

 Znalazłam tę choinkę na jakimś z blogów rękodzielniczych jakiś czas temu, na pewno grubo przed świętami, i zapadła mi ona w pamięć. I tak tkwiła w tej pamięci, tkwiła, aż nadszedł okres przedświąteczny i pomyślałam sobie, że - a, co tam! - spróbuję ją zrobić zwłaszcza, że w miejscu, w którym mieszkam materiału do zrobienia dość byłoby nie na jedną, ale na kilka(dziesiąt) podobnych arcydzieł.

Co pomyślawszy udałam się na spacer z psem do pobliskiego lasu - czyli za płot własnego, nieprawdaż, obejścia, - z którego to spaceru wróciłam objuczona gałęźmi różnego rodzaju i rozmiaru.

Gałęzie posortowałam, dwa dni suszyłam na kaloryferze, po czym przycięłam do pożądanego rozmiaru


i powiązałam konopnym sznurkiem, co na zdjęciach wyglądało nader łatwo i w ogóle, ino splunąć, a okazało się... no, niekoniecznie takie, jak na zdjęciach ;).


Gdy się jednak (po dłuższej chwili wydawania z siebie gniewnych pomruków, nieparlamentarnych w treści okrzyków, plątania, rozplątywania i wyrzucania z pokoju dzieci, psa, kota, znów dzieci i znów kota) udało się je związać tak, że przybrały - mniej więcej - kształt choinki pozostało je tylko przyozdobić w miarę możliwości oraz posiadanych środków,




no i powiesić.


Wygląda - chociaż nie widać tego na moich nieudolnych zdjęciach - naprawdę, naprawdę dekoracyjnie.


Wesołych Świąt wszystkim!

Mnóstwa czasu na realizowanie własnych pasji oraz wszystkiego innego, czego Wam potrzeba.

I zdrowia.



PS. Ha! Znalazłam! Niech żyje Pinterest, na którym jest wszystko!

Naprawdę piękna, naprawdę oryginalna i naprawdę zrobiona tak, jak trzeba choinka wygląda TAK.
Nie powinnam jej pokazywać, żeby nie wydało się, jak blado i nijako wygląda na jej tle moja własna, ale uczciwość nie pozwala mi przemilczeć choćby najsmutniejszej dla mnie prawdy.

Jeszcze raz wszystkim Wesołych Świąt!

niedziela, 6 grudnia 2015

Plotąc szczęście :)

W klasie Potomka Młodszego co tydzień omawiane jest na inne państwo Unii Europejskiej.

Omawiają dzieci, przygotowując plakaty, pokazy, pogadanki, puszczając muzykę, a czasem - przy pomocy rodziców - przygotowując jakąś tradycyjną potrawę, prezentując stroje albo jakieś tematycznie związane z omawianym państwem gadżety.

Potomek Młodszy razem z drugim co do najlepszości kolegą wybrali do omawiania Irlandię.

W związku z czym ja porzuciłam myśl o przygotowywaniu narodowej przekąski, a zdecydowałam się pójść w gadżety ;).

Konkretnie zaś - w koniczynki.

Dzieci w klasie Potomka Młodszego jest piętnaścioro, pań - dwie, każda osoba, postanowiłam, dostanie swoją koniczynkę.

Co postanowiwszy przystąpiłam do hurtowej produkcji.


 Produkowałam te koniczynki...


... i produkowałam...


... a roślinek przybywało i przybywało,


ja zaś, i owszem, nawet się trochę martwiłam, że moje koniczynki są czterolistne, na irlandzkich materiałach zaś, którym Potomek Młodszy został obdarowany przez hojną Ciocię (Cioci dziękujemy!!!) dominowały te klasyczne, trzylistne, te, na których święty Patryk objaśniał prostemu ludowi ideę Trójcy Świętej...


szczegółowe badania jednakże pozwoliły mi wreszcie - i to nawet bez większego trudu - odnaleźć w irlandzkich zasobach także te czterolistne, co znacznie mnie uspokoiło.


No bo kto, jeśli nie Irlandczycy najlepiej wiedzą, jakich koniczynek najbardziej im trzeba :).


Czasem na pewno tych, które przynoszą szczęście.