Ja wspomniałam w tym wpisie po dwóch niebieskich torbach przerzuciłam się na inne kolory, chociaż tę, której podstawą miało być widoczne na zdjęciu musztardowe denko musiałam chwilowo zarzucić z powodu zamówienia, które otrzymałam.
Na dwie torby tęczowe.
Tęczowe torby mi nie pierwszyzna, więc hożo i radośnie przystąpiłam do pracy,
ukończyłam ją przyjemnie przed terminem, doszyłam metki
i na tym skończyła się ta część pracy, która nie była mi pierwszyzną.
Bowiem tym razem miałam doszyć, uwaga, KIESZONKI.
W życiu nie doszywałam do niczego kieszonek, bowiem - jak uparcie i zgodnie z prawdą przypominam - nie umiem szyć. Maszynę do szycia mam w postaci zabytkowego Singera, który służy mi za stolik, ręcznie nie szyję, bo boję się, że wszystko mi się rozpadnie, posiepie oraz będzie krzywe... ale pod wpływem Wyższej Konieczności wymyśliłam.
W charakterze kieszonek użyłam nogawek od dżinsów Potomków, które kiedyś tam obcięłam, bo Potomki wydarły dziury na kolanach i powyrastały, a tak mogły spodni używać jako szortów jeszcze ze dwa sezony. Nogawki schowałam "bo mogą się jeszcze przydać" i proszę! Przydały się!
Ozdobiłam je haftem w kolorach toreb i wyszły z nich bardzo ładne kieszonki.
Mam nadzieję, że również funkcjonalne.
Torby poszły w świat,
a ja wróciłam do tej, którą zaczęłam robić, nim zanurkowałam w tęczy.
Tym razem poszłam w róże.
I w mandalki.
Na dwie torby tęczowe.
Tęczowe torby mi nie pierwszyzna, więc hożo i radośnie przystąpiłam do pracy,
ukończyłam ją przyjemnie przed terminem, doszyłam metki
i na tym skończyła się ta część pracy, która nie była mi pierwszyzną.
Bowiem tym razem miałam doszyć, uwaga, KIESZONKI.
W życiu nie doszywałam do niczego kieszonek, bowiem - jak uparcie i zgodnie z prawdą przypominam - nie umiem szyć. Maszynę do szycia mam w postaci zabytkowego Singera, który służy mi za stolik, ręcznie nie szyję, bo boję się, że wszystko mi się rozpadnie, posiepie oraz będzie krzywe... ale pod wpływem Wyższej Konieczności wymyśliłam.
W charakterze kieszonek użyłam nogawek od dżinsów Potomków, które kiedyś tam obcięłam, bo Potomki wydarły dziury na kolanach i powyrastały, a tak mogły spodni używać jako szortów jeszcze ze dwa sezony. Nogawki schowałam "bo mogą się jeszcze przydać" i proszę! Przydały się!
Ozdobiłam je haftem w kolorach toreb i wyszły z nich bardzo ładne kieszonki.
Mam nadzieję, że również funkcjonalne.
Torby poszły w świat,
a ja wróciłam do tej, którą zaczęłam robić, nim zanurkowałam w tęczy.
Tym razem poszłam w róże.
I w mandalki.
Torba jest trochę eksperymentalna, nigdy dotąd niczego (poza malutkimi kieszonkami) nie naszywałam na torby, podejrzewając, że nie jest to łatwe, sznurek nie poddaje się igle tak łatwo, jak materiał.
Ale skoro powiedziało się "A", należy powiedzieć i "B". Więc powiedziałam, a potem dodałam jeszcze "C".
Kieszonki w środku nie ma, zatrzasków też nie, jeśli trafi się ewentualny klient ustalimy wspólnie, co (i czy coś) dodać :).
A teraz kończę jeszcze torbę beżowo-morską i chyba koniec na chwilę.
Bo, wiecie.
Jesień idzie. A razem z nią szale, mitenki i getry...