piątek, 30 sierpnia 2019

Sierpniowe zaległości, odsłona druga

Tęczową tunikę zaczęłam robić w maju.


Ubiegłego roku.

Maj ubiegłego roku był gorący, czerwiec był gorętszy, lipiec... wiadomo, ogólnie lato ubiegłego roku było upalne, wszelkie robótki gryzły mnie w palce (może poza torbami, robienie ze sznurka stosunkowo mało grzeje), tunika poszła w kąt, wszystko poszło w kąt poza rzeczami zamówionymi, i tak sobie w tym kącie pozostało.

Do czerwca.


W czerwcu sobie o niej przypomniałam, odkopałam spod zwałów innych robótek w mniejszym lub większym stanie rozpoczęcia i podjęłam męską doprawdy decyzję, że ją skończę i użyję przynajmniej raz tego lata.

I rzeczywiście skończyłam.


Nie bez trudu opracowałam jakiś rękaw, była to totalna prowizorka oraz improwizacja, modyfikowana na bieżąco w trakcie robienia,


 do prowizorki przyszyłam guziczki w kształcie kwiatuszków,


i owszem, nawet rzeczywiście użyłam kilka razy, chociaż efekt wyszedł ociupinę inny niż to, co miałam w głowie.


Ostatecznie tak jak jest - doszłam do wniosku - też może być.

W sumie :).

1 komentarz:

  1. Pamiętam początki tuniki, bardzo podobał mi się użyty wzór. Właściwie stosunkowo prosty a jakże efektowny!
    Czasem tak bywa, że efekt finalny nie pasuje do tego co się widziało w głowie na początku .
    Ja zrobiłam sobie sukienkę na drutach z włóczki Paris (wzór 187-1) i gdy ją ubrałam miałam wrażenie, że jest za ciężka i jak dla mnie w żaden sposób nie nadaje się na letnią sukienkę. I teraz czeka na przerobienie na coś innego.

    OdpowiedzUsuń