Zaczniemy od suplementu, to znaczy od ubranek, jakie zyskały po wieeeelu dniach nalegań, przypominania o tym i innych takich komóreczki moja i Potomka Starszego, który tym samym stracił pretekst, by swoja komórkę wrzucać bezładnie do torby/ kieszeni/ pod łóżko, żeby mieć rzecz na wyciągnięcie ręki/ w inne miejsca, których me bystre oko nie wyłapało:
Jak widać na drugim zdjęciu, komórki posiadają dodatkową ochronę, którą należy tylko od czasu do czasu upomnieć, by nie gryzła etui, bo poza tym sprawia się bez zarzutu (mam na myśli tę ochronę na drugim planie, jej rozsądnej, dojrzałej, czarnowłosej koleżance takie głupoty jak gryzienie etui/ komórek/ ładowarek nie przyszłoby do statecznej głowy :)).
A ponadto Potomek Młodszy pożegnał się wczoraj z przedszkolem, od września zaszczyci swa osobą szkołę podstawową, a tymczasem musiał stanąć oko w oko z pierwszym poważnym pożegnaniem w swoim życiu, którego nie przeżył jakoś nadmiernie, gdyż - jak podejrzewam - fakt, że już nigdy do przedszkola nie wróci jeszcze do niego nie dociera.
Ja zaś, do której to, i owszem, dotarło, wykonałam na pożegnanie dla pań pendanty do bukietów (no, jeden porwał Potomek Starszy dlą własnej Wychowawczyni :)),
czyli, jak dowcipnie skonstatowała moja kumpela, taki ekwiwalent za bilet do SPA albo biżuterie za tysiąc złotych polskich ;).
Niestety, na biżuterię za tysiąc złotych polskich, nawet dla siebie, mnie nie stać, więc biedne, rozkochane w Potomku Młodszym wychowawczynie musiały zadowolić się umajonymi serduszkami bukietami...
... i nawet wyglądały na zadowolone (i wzruszone).
Jak widać na drugim zdjęciu, komórki posiadają dodatkową ochronę, którą należy tylko od czasu do czasu upomnieć, by nie gryzła etui, bo poza tym sprawia się bez zarzutu (mam na myśli tę ochronę na drugim planie, jej rozsądnej, dojrzałej, czarnowłosej koleżance takie głupoty jak gryzienie etui/ komórek/ ładowarek nie przyszłoby do statecznej głowy :)).
A ponadto Potomek Młodszy pożegnał się wczoraj z przedszkolem, od września zaszczyci swa osobą szkołę podstawową, a tymczasem musiał stanąć oko w oko z pierwszym poważnym pożegnaniem w swoim życiu, którego nie przeżył jakoś nadmiernie, gdyż - jak podejrzewam - fakt, że już nigdy do przedszkola nie wróci jeszcze do niego nie dociera.
Ja zaś, do której to, i owszem, dotarło, wykonałam na pożegnanie dla pań pendanty do bukietów (no, jeden porwał Potomek Starszy dlą własnej Wychowawczyni :)),
czyli, jak dowcipnie skonstatowała moja kumpela, taki ekwiwalent za bilet do SPA albo biżuterie za tysiąc złotych polskich ;).
Niestety, na biżuterię za tysiąc złotych polskich, nawet dla siebie, mnie nie stać, więc biedne, rozkochane w Potomku Młodszym wychowawczynie musiały zadowolić się umajonymi serduszkami bukietami...
... i nawet wyglądały na zadowolone (i wzruszone).