Wiem oczywiście, że Święto Balona ma miejsce... kiedy indziej. Zdaje się, w kwietniu, albo w marcu, w każdym razie na wiosnę, gdy jest ciepło i przyjemnie, chociaż jakby się tak oddać wspomnieniom oraz wykonać rzut oka za okno mogłoby się okazać, że o wiele rozsądniej byłoby obchodzić Dzień Balonów dziś, a nie w marcu (a nawet kwietniu) tego roku.
Bez względu na to jednak, kiedy to święto ma miejsce, w Domu w Dziczy obchodzimy je dziś, ponieważ ukończyłam Balonową Zabawkę Nad Dziecięce Łóżeczko (które się po angielsku nazywa "mobile" i, niestety, muszę przyznać, że to jest nazwa, która najbardziej mi odpowiada bez względu na niechęć do nadużywania anglicyzmów).
Ujrzałam taką, hm, huśtawkę gdzieś w internecie, poszperałam, znalazłam tutorial, po czym absolutnie wszystko zrobiłam zupełnie inaczej, po swojemu :D, począwszy od zawieszenia balonów na kijku (na zdjęciu widocznym w charakterze fragmentu na samej górze), nie na kółeczku (nigdzie nie mogłam stosownego znaleźć, cóż począć),
poprzez "otulinę" baloników, bardziej w stylu moich własnych bombek, chociaż - celowo - mniej barwną,
aż po koszyczki, wymyślone osobiscie od "A" do "Y" (bo "Z" to ten zygzakowaty szlaczek u góry koszyczka, pożyczony z tutoriala,
po czym pozostało mi tylko poszukać odpowiednich pasażerów, co paradoksalnie okazało się zadaniem najtrudniejszym, bo wszyscy kandydaci byli albo za mali, albo za duzi, by wleźć do koszyczków :),
Bez względu na to jednak, kiedy to święto ma miejsce, w Domu w Dziczy obchodzimy je dziś, ponieważ ukończyłam Balonową Zabawkę Nad Dziecięce Łóżeczko (które się po angielsku nazywa "mobile" i, niestety, muszę przyznać, że to jest nazwa, która najbardziej mi odpowiada bez względu na niechęć do nadużywania anglicyzmów).
Ujrzałam taką, hm, huśtawkę gdzieś w internecie, poszperałam, znalazłam tutorial, po czym absolutnie wszystko zrobiłam zupełnie inaczej, po swojemu :D, począwszy od zawieszenia balonów na kijku (na zdjęciu widocznym w charakterze fragmentu na samej górze), nie na kółeczku (nigdzie nie mogłam stosownego znaleźć, cóż począć),
poprzez "otulinę" baloników, bardziej w stylu moich własnych bombek, chociaż - celowo - mniej barwną,
aż po koszyczki, wymyślone osobiscie od "A" do "Y" (bo "Z" to ten zygzakowaty szlaczek u góry koszyczka, pożyczony z tutoriala,
po czym pozostało mi tylko poszukać odpowiednich pasażerów, co paradoksalnie okazało się zadaniem najtrudniejszym, bo wszyscy kandydaci byli albo za mali, albo za duzi, by wleźć do koszyczków :),
oraz wymyślić, gdzie rzecz powiesić, bo, jak się łatwo domyślić, z nadmiaru Dzieciątek nie mogła ona wisieć nad jednym łóżeczkiem (a podzielić na cztery się nie dała :)).
PS. Źródło inspiracji uczciwie zamieszczam na wypadek, gdyby ktoś chciał się również twórczo zainspirować (względnie po prostu uczciwie i krok po kroku z niego skorzystać :)).