poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pada śnieg

Czytelnicy, którzy bywają na moim fanpejdżu na FB wiedzą, a cała reszta właśnie się dowiaduje, że moja Matka została okradziona niedługo przed świętami.

Złodziej włamał się do jej piwnicy i wyniósł z niej tylko jedno pudło (i nie dlatego, że był to artystycznie wyrobiony złodziej, tylko dlatego, że niewiele więcej tam było do wynoszenia, no, chyba, że ktoś by się połakomił na letnie obuwie, słoiki z kompotem albo szkolne zeszyty przechowywane na pamiątkę przez moją Siostrę) - to, w którym znajdowały się wszystkie zabawki na choinkę i świąteczne ozdoby produkowane przeze mnie (i inne osoby też, ale jednak głównie przeze mnie). Zniknęły wszystkie choinki, aniołki, bombki i gwiazdki, wszystkie te rzeczy, które dodawałam co roku do prezentów, a z których moja Matka się cieszyła, bo jest sroką i bardzo lubi niepotrzebniki.

Po otrzymaniu wiadomości o włamaniu zdenerwowałam się straszliwie, a jeszcze bardziej żal mi się zrobiło własnej Matki i jej sroczego temperamentu, bardzo zawiedzionego, bo cały dom był, jak smutno zeznawała moja Matka przez telefon, taki pusty i smutny, zgarnęłam z własnych szuflad trochę rzeczy, których sama w tym roku nie będę używała i podarowałam je przygnębionej rodzicielce, a oprócz tego postanowiłam, że bez względu na aurę za oknem zrobię swojej Mamie śnieżne płatki.

I zrobiłam.

Za oknem całą Wigilię lało jak z cebra, ale moja Matka dostała swój własny śnieg.


Trzeba było usłyszeć te piski szczęścia, gdy w wigilijny wieczór obdarowana otworzyła pudełeczko z prezentem :)!


Jednakże przyrzekła sobie nigdy więcej nie trzymać go w piwnicy...

wtorek, 23 grudnia 2014

Nadlecieli anieli

 Święta zbliżały się wielkimi krokami.

Bez bałwanków, filcowych aniołków, bez bombek i gwiazdek tym razem.

Tym razem kłębek kordonka ze złotą nicią wyjrzał z koszyczka i zaczął się plątać w kształt aniołka.


Plątał się i plątał, anioły się namnażały i namnażały, prawie jak drożdże w świątecznej strucli,


aż zaczęły wychodzić z koszyczka i ruszyły w świat.


Po drodze dorobiły się też kolegów (i koleżanek, prawdopodobnie :))w innych kolorach, czerwono-złoto-tęczowych,


złotawych w tęczowych haleczkach, wyglądających spod sukienek,


tęczowo-złotych,


i takich złocistych w sukieneczkach z cieniowanym brzegiem,


i jeszcze innych, których nie zdążyłam "zdjąć" :).

A ponieważ dostałam cynk, że wszystkie Skrzydlate Istoty dotarły już do miejsca swego przeznaczenia prezentuję je na blogu.

Życząc Wam wszystkim, kochani Czytelnicy i Oglądacze, najlepszych na świecie świąt, pełnych inspiracji!

niedziela, 14 grudnia 2014

Licho, Licho, więcej Licha

Niewykluczone, że te nieliczne osoby, które odwiedzają tylko tego bloga nie wiedzą, co to Licho. To znaczy, zasadniczo wiedzą, ale mówiąc "Do licha!" mają na myśli zupełnie co innego niż ci Czytelnicy, którzy zaglądają na mojego bloga głównego, ci, którzy znają Lichotkę i jej mieszkańców z książki Marty Kisiel, no i to, co sama mam na myśli.

Bowiem ja sama myśląc o Lichu od pewnego czasu myślę o małym, zasmarkanym Aniołku...


 z włoskami przypominającymi celofan i unoszącymi się przy każdym podmuchu...


metr pięćdziesiąt samej słodyczy...


chociaż oczywiście mniejsza skala została wymuszona przez okoliczności...


z tęczowymi oczkami (które, owszem, stanowiły problem techniczny, ale nie takie problemy się rozwiązuje, jak się chwilę pomyśli)...


w bamboszkach z gigantycznymi pomponami...


w T-shirtach ozdabianych wizerunkami bohaterów dziecięcej (i nie tylko) masowej wyobraźni...


i z uczuleniem na pierze, które skłania je do dokonywania depilacji skrzydeł (tu: przerwanej w połowie).


Tak je w każdym razie widzę.


I takie właśnie zasiądzie już wkrótce na czubku choinki w Domu w Dziczy.