sobota, 31 marca 2018

Nakrycia głowy na pisanki

Aura tegoroczna sprawiła, że nastroju swiątecznego w zasadzie nie odczuwałam.

A gdy już zaczęłam go odczuwać to nie w formie: "Ach, jak cudownie, zieleń, wiosna, wszystko się odradza, wykonajmy pisanki inspirowane ludowością!" (jak miałam zamiar robić to jeszcze miesiąc temu), tylko "Brrr, jak zimno, co by tu zrobić, żeby było mniej zimno?".

W sumie pozostało zrobić tylko jedno.

Czapeczki dla pisanek.


Wypasione.


Wełna, alpaka, merynos.



Sama nie mam takich.

I moje dzieci także nie :D.



Czapeczki się spodobały, ale w tak zwanym międzyczasie nieco się ociepliło i jedna z moich koleżanek zasugerowała, że może powinnam, zamiast oddawać się ocieplaniu pisanek, pozaklinać wiosnę za pomocą zrobienia nie wełnianych czapeczek, ale słomkowych kapeluszy.

Słomkowych kapeluszy to może nie, ale szydełkowe i wiosenne - czemu nie.


I z takimi właśnie pisankami wchodzę w Święta Wielkiej Nocy, a wszystkim (czterem ;)) Czytelnikom tego bloga życzę Wesołych Świąt i Wiosny w każdym aspekcie życia.


czwartek, 29 marca 2018

Czaszunie albo sugar skulls

Wiedziałam, że obejrzę "Coco" ze trzy miesiące przed pojawieniem się filmu w kinach.

Gdzieś przyuważyłam reklamę i doznałam zachwytu. Wszystko, co kocham - kolory, migotanie, ocieranie się o kicz, ale niekoniecznie. Zakładałam, oczywiście, że film może nie okazać się taki urokliwy jak jego reklama, ale, cóż, kolorystyki mu to nie ujmie w końcu.

Bez względu na jego urokliwość jednakże byłam pewna już w chwili ujrzenia reklamy, że na pewno zrobię te czaszki. Nie wiedziałam, jak, z czego i do czego, ale że powstaną nie miałam cienia wątpliwości.

"Coco" pojawił się w kinach, okazał się, że tak to ujmę, dopasowany urokliwością do bajecznej formy, myśl o czaszkach rosła tak, że mi niemalże rozsadziła własną, aż wreszcie, po pewnym czasie, zaowocowały.

Breloczkiem.


Z początku breloczek miał mieć taką właśnie, jak pokazana na zdjęciu, formę, ale gdy już był gotowy wydał mi się z tyłu dość łysy, więc szybko dorobiłam mu mini-mandalkę.


Wszyscy, którzy mnie znają nie musieli zastanawiać ani chwili, by wiedzieć, że jedna niewinna czaszunia to nie jest moje ostatnie słowo.


Tym bardziej, że jak tylko pokazałam ją na Instagramie dostałam zamówienie na kolejną.

Fioletową.


Nieco większą, niż turkusowa na breloczku.


Nie miała być też breloczkiem, tylko zawieszką, dorobiłam jej więc sznureczek ze splecionego kordonka. A poza tym jak zwykle, kwiatki, ozdóbki i inne cekiny.


Następne czaszki miały być - czerwona z bielą oraz czarna z zielenią.


Czerwono-biała nie została ozdobiona cekinami ani koralikami.


Tylko szydełko i wyhaftowane łodyżki. Oraz kwiecie.



Czarno-zielona z jakiegoś powodu wydaje mi się najbardziej strojna.


Chociaż robiona była według tych samych zasad, co wszystkie pozostałe.


I nawet cekinowych ozdóbek nie ma zbyt wiele.



Wszystkie czaszki znalazły nowy, i na pewno pełen miłości, dom :).

W związku z tym zaczęłam natychmiast robić kolejną...


Może i ona znajdzie pełen miłości dom :).