Aura tegoroczna sprawiła, że nastroju swiątecznego w zasadzie nie odczuwałam.
A gdy już zaczęłam go odczuwać to nie w formie: "Ach, jak cudownie, zieleń, wiosna, wszystko się odradza, wykonajmy pisanki inspirowane ludowością!" (jak miałam zamiar robić to jeszcze miesiąc temu), tylko "Brrr, jak zimno, co by tu zrobić, żeby było mniej zimno?".
W sumie pozostało zrobić tylko jedno.
Czapeczki dla pisanek.
Wypasione.
Wełna, alpaka, merynos.
Sama nie mam takich.
I moje dzieci także nie :D.
A gdy już zaczęłam go odczuwać to nie w formie: "Ach, jak cudownie, zieleń, wiosna, wszystko się odradza, wykonajmy pisanki inspirowane ludowością!" (jak miałam zamiar robić to jeszcze miesiąc temu), tylko "Brrr, jak zimno, co by tu zrobić, żeby było mniej zimno?".
W sumie pozostało zrobić tylko jedno.
Czapeczki dla pisanek.
Wypasione.
Wełna, alpaka, merynos.
Sama nie mam takich.
I moje dzieci także nie :D.
Czapeczki się spodobały, ale w tak zwanym międzyczasie nieco się ociepliło i jedna z moich koleżanek zasugerowała, że może powinnam, zamiast oddawać się ocieplaniu pisanek, pozaklinać wiosnę za pomocą zrobienia nie wełnianych czapeczek, ale słomkowych kapeluszy.
Słomkowych kapeluszy to może nie, ale szydełkowe i wiosenne - czemu nie.
I z takimi właśnie pisankami wchodzę w Święta Wielkiej Nocy, a wszystkim (czterem ;)) Czytelnikom tego bloga życzę Wesołych Świąt i Wiosny w każdym aspekcie życia.