sobota, 29 listopada 2014

Granny Square Festival, część kolejna, jesienno-zimowa

Jakiś czas temu gdzieś tam, nie bardzo już pamiętam gdzie, natknęłam się na ten komin:

Źródło
i doznałam zachwytu oraz przeczucia, że powinnam, ale to bezwzględnie powinnam sobie zrobić coś podobnego. Wczytując się we wzór odkryłam, że komin ze zdjęcia jest robiony cieniowaną włóczką Dropsa i oddałam się pohamowywaniu wyjącego w mojej duszy przeświadczenia, że muszę! ależ absolutnie! muszę, już natychmiast! po prostu muszę tę włóczkę nabyć, bo rzecz robiona czymkolwiek innym nie będzie wystarczająco efektowna.

Po wewnętrznej walce niechętnie uznałam jednak, że owszem, włóczka jest bardzo piękna i robione z niej rzeczy też, ale kupować jej nie trzeba, a nawet się nie powinno, skoro ma się we własnym składziku liczne kłębuszki


czekające swego przeznaczenia. Przeznaczenia, które oto właśnie przemówiło.

I rzeczywiście, po kilku dniach intensywnego dziergania uznałam, że - aczkolwiek nie tak piękny jak oryginalny - mój komin, pierwszy w życiu, też da się oglądać i nawet nosić,


i uspokojona tą konstatacją spokojnie zabrałam się do dorabiania do komina pasujących mitenek, które nosić będzie można albo na gołych dłoniach


lub też, w wypadku nadejścia szczególnie lutych mrozów, na rękawiczce jako dodatkową warstwę docieplającą.


A gdy miałam zrobiony komin i mitenki


dorobiłam jeszcze czapeczkę z chwościkiem


i teraz mogę spokojnie i z podniesionym czołem czekać na zimę.


A ponieważ ostatnio zdjęcia z modelem zyskały na tym blogu zachęcający poklask, proszę, prezentuję - oto Model spowity w dzieło rąk swej matki.


Zrobiłabym mu także zdjęcie w czapeczce, ale, niestety, spada mu ona na nos i byłoby to tylko zdjęcie komina spotykającego się z czapeczką i małym fragmentem brody Potomka Starszego pomiędzy :).


niedziela, 16 listopada 2014

Jesiennie i ciepło

Każdego, kto tu jeszcze zagląda (bardzo by to mnie zdumiało, no, ale cuda się zdarzają) i jest przekonany, że blog właśnie dogorywuje smutno, ponieważ w Domu w Dziczy nikt i niczego już nie dzierga/ nie szyje,/ nie szydełkuje/ i tak dalej, spieszę poinformować, że, i owszem, dzierga, szydełkuje i szyje z filcu. A nawet haftuje chwilami. I tylko nie ma kiedy wszystkich tych uszytych i wyszydełkowanych rzeczy sfotografować, a ostatnio na skutek fanaberii aparatu - nie bardzo jest JAK sfotografować, i miedzy innymi dlatego zdjęcia na blogu będą takie, jakie będą. czyli raczej średnie, co sobie będziemy oczy mydlić. Jeśli się kiedyś dorobię (przerwa na wyśmianie się) i stać mnie będzie na hiper-super aparaturę to je powymieniam, wszystkie jak jedno.

A na razie mamy jesień i kolejną rzecz, którą robiłam, robiłam, aż wreszcie zrobiłam.

Rok temu w listopadowej "Sandrze" wypatrzyłam tę kamizelę:


Szalenie mi się spodobała, szalenie, chociaż nie lubię kamizel, bo mi ręce marzną. Ale ponieważ w moim miejscu pracy jest lodowato, a zimą to już BARDZO lodowato, coś, co grzeje głównie plecy bardzo by mi się przydało. Nie byłam co prawda pewna, czy będę potrafiła wykonać kaptur, bo dotąd nigdy żadnego nie robiłam, ale pomyślałam, ze jeśli nie spróbuję to nigdy się nie dowiem.

Co pomyślawszy, przystąpiłam do produkcji.

Zaczęłam od wyboru włóczki, zdecydowałam się na Magic firmy YarnArt głownie dlatego, że jest to włóczka z czystej żywej wełny, która MIMO TO jest mięciutka, przytulna i nie gryzie. No i kolory mi odpowiadały jako wybitnie ożywiające szare i smutne listopadowe dni.

Wybrawszy włóczkę odkryłam, że jest ona za cienka, by pasować do wzoru, ale zresztą - pomyślałam sobie radośnie - co z tego, skoro wzór mi się nie podoba, tylko fason, i zaczęłam zmieniać wszystko, od ilości oczek po wybór splotów, by w efekcie osiągnąć coś takiego:



z kapturem, a jakże, z kapturem, który bardzo mi się udał, chociaż od kaptura z "Sandry" różni się rozmiarem, fasonem, ilością oczek, splotami oraz chwościkiem na końcu :D.


Zaś specjalnie dla tych osób, które twierdzą, że odzież tylko na modelu, bez modela się nie liczy, w ogóle nie widać, gdzie, co i jak, wyłącznie model!!! - voila!

Potomek Starszy robiący za modela:


Z tym, że na mnie kamizela nie wisi i nie sięga kolan :).

Za to grzeje, och, jak grzeje!!! Dni pracy są z nią zupełnie inne :).