Pierwszą puszkę herbaty Twinings dostałam jakiś czas temu od Teściowej. Pewnie trochę w ramach eksperymentu, jako, że Teściowa zna mnie jako herbatoholiczkę, a i uznanie Pana Małżonka dla tego napoju tajemnicą stanu nie jest.
Herbata okazała się świetna, z radością odkryłam, że wiele jej rodzajów zdobi półki w markecie "Piotr i Paweł" i zaczęłam wypróbowywać różne smaki i mieszanki, w ramach prezentu dla samej siebie nabywając puszkę-dwie na miesiąc, po czym bardzo szybko odkryłam, że herbata ta ma jedną, dość istotną wadę.
Kupić ją można tylko w puszkach (przynajmniej w tym sklepie, który nawiedzam pchana herbacianym szałem).
Świetnie co prawda rozumiem, czemu, tym niemniej oznacza to, że ilość puszek w moim domu zaczęła rosnąć zastraszając. Rozdawałam je na prawo i lewo, dzieciom ku zabawie, własnej Mamusi do trzymania w nich innych herbat, sama też w nie przesypywałam herbaty nie tak eleganckie i do tej pory trzymane smutno w jakichś pudełeczkach, lub też, przeciwnie, wyjątkowo wręcz rasowe i do tej pory trzymane w specjalnych, szczelnych słoiczkach. I tak przesypując, powzięłam pomysł.
Pomysł ubrania puszek w jakieś wdzięczne ubranka.
W ubrankach widziałam już i kubki, i szklanki, i dzbanki na kawę i herbatę, więc czemu nie puszeczki?
Każda w innym kolorze, każda z opisem, jaką zawiera herbatę, każda w wersji nadającej się na prezent nawet tylko jako sama puszka, bez zawartości.
I w ramach weekendowego odpoczynku od bombek (święta w końcu idą, i owszem, ale dość powoli i między nimi a chwilą obecną leży jeszcze parę weekendów, które będzie można przeznaczyć na "dobombkowanie" rodziny i okolic) machnęłam ubranka na herbaciane puszki.

I teraz moim herbatom jest ciepło i przytulnie, i żadna zima im niestraszna :D!
Herbata okazała się świetna, z radością odkryłam, że wiele jej rodzajów zdobi półki w markecie "Piotr i Paweł" i zaczęłam wypróbowywać różne smaki i mieszanki, w ramach prezentu dla samej siebie nabywając puszkę-dwie na miesiąc, po czym bardzo szybko odkryłam, że herbata ta ma jedną, dość istotną wadę.

Świetnie co prawda rozumiem, czemu, tym niemniej oznacza to, że ilość puszek w moim domu zaczęła rosnąć zastraszając. Rozdawałam je na prawo i lewo, dzieciom ku zabawie, własnej Mamusi do trzymania w nich innych herbat, sama też w nie przesypywałam herbaty nie tak eleganckie i do tej pory trzymane smutno w jakichś pudełeczkach, lub też, przeciwnie, wyjątkowo wręcz rasowe i do tej pory trzymane w specjalnych, szczelnych słoiczkach. I tak przesypując, powzięłam pomysł.

W ubrankach widziałam już i kubki, i szklanki, i dzbanki na kawę i herbatę, więc czemu nie puszeczki?
Każda w innym kolorze, każda z opisem, jaką zawiera herbatę, każda w wersji nadającej się na prezent nawet tylko jako sama puszka, bez zawartości.
I w ramach weekendowego odpoczynku od bombek (święta w końcu idą, i owszem, ale dość powoli i między nimi a chwilą obecną leży jeszcze parę weekendów, które będzie można przeznaczyć na "dobombkowanie" rodziny i okolic) machnęłam ubranka na herbaciane puszki.

I teraz moim herbatom jest ciepło i przytulnie, i żadna zima im niestraszna :D!
no piękniutkie te ubranka puszeczkowe :)pozdrawiam Klaudia ta od doniczkowych ubranek ;)
OdpowiedzUsuńA, dziękuję :). Tez pozdrawiam :))).
UsuńWpadłyśmy na ten sam pomysł... bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam od ubierania kubków, ale przymierzam się dalej i właśnie o własnym domu, ale i prezentach...
(noo... może na razie Babcia wykonuje moje pomysły, a ja uczę się dopiero jak to zrobić i wierzę, że szybko ogarnę materię).
Twoje wykonanie - wow! Padłam z zazdrości.
Great minds think alike... albo może zima sie zbliża, a tym samym rosnie chęć, by wszystko poowijać i poopatulac :).
UsuńPowodzenia w walce z materią!
Bardzo ładne. Zwłąszcza podziwiam piękne etykietki.Ja na razie przyodziałm swój imbryk w dyniowe przebranie z kapelutkiem. Stoi w kuchni i straszy :)
OdpowiedzUsuńJa na razie nie myślę o odziewaniu imbryka, bo mnie przerasta wizja odwijania go z ubranka :D. Z puszeczkami mniej roboty jednak.
UsuńSuper pomysł! :)
OdpowiedzUsuńDzieki :).
UsuńWygląda fantastycznie! :D
OdpowiedzUsuńCiesze sie, że się podoba :).
UsuńBardzo piękne puszeczki. Ponieważ podejrzewam gdzieś tam w nas, Królowo Matko, wspólne okruszki DNA, nie zdziwiło mnie to bardzo: kilka miesięcy temu moje ukochane świeczniki (w kształcie walca) w kolorze, który już mi się znudził, dostały ode mnie podobne, acz jednolite w kolorze ubranka. To samo zrobiłam z osłonkami na doniczki, które nie pasowały mi do koloru ścian pokoju, do których przeniosłam dane kwiatki. Tylko ja na razie robiłam te ubranka na osłonki kwiatków doniczkowych lub świeczniki - w jednolitym kolorze... Ale zastanawiam się, czy się nie złamać i nie porobić dwu-, trójkolorowych...
OdpowiedzUsuńJa jestem maniakiem koloru - czasem :). Sama nie wiem czemu, nie widać tego ani w moich ubraniach, ani w wystroju wnetrza... wyzywam się w kurzolapkach, durnostojkach i ubrankach na przedmioty domowe (ale wkrótce bede pewnie szła w Twoje sladyy, bo mi zaczyna nic do niczego nie pasować :D!).
UsuńFajne, bardzo, kolorowe w sam raz na długie zimowe wieczory:)
OdpowiedzUsuńTo samo pomyślałam...
UsuńJejjj.... te kolory po prostu logują się w głowie:) Urocze ubranka!!:)
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz mnie tymi komentarzami, naprawdę :).
Usuń