Jakiś czas temu nabyłam sukienkę.
Nabyłam ją w tzw. ekskluzywnym ciucholandzie - w ciucholandzie dlatego, że nie pamiętam już, kiedy nabyłam coś w innym rodzaju sklepów, a w ekskluzywnym - bo to był malutki ciucholand, którego właścicielka miała same oryginalne, pieczołowicie dobierane rzeczy, a w ogóle siedziała sobie w miejscu pracy i machała szydełkiem, czółenkiem albo inną igłą do koralików, po czym to, co wyprodukowała też wystawiała na sprzedaż. Słowem, artystyczny ciucholand z artystycznym duchem, dość drogi, ale upolowałam akurat przecenę i za całe dziesięć złotych nabyłam sukienkę,
styl empire, czy też, jak określiłam to natychmiast "styl - Fantyna śpiewająca w Les Miserables", surowy jedwab na podszewce, powiewna, cudownie się układająca, po prostu och i ach.
Niestety, po powrocie do domu i dokonaniu przymiarki (nigdy niczego nie mierzę w sklepach, ekhm) dokonałam straszliwego odkrycia - oto sukienka w stylu empire wymaga posiadania dekoltu w stylu empire,
tymczasem ja w nigdy życiu, nawet jako matka karmiąca, nie posiadałam ani dekoltu w stylu empire, ani w żadnym innym, w miejscu dekoltu mam wyłącznie klatkę piersiową, a od czasu, gdy zachorowałam - klatkę pod-piersiową o, taką:
W związku z czym sukienkę odwiesiłam w szafie, i tylko, czasem trafiając na nią przypadkiem, wzdychałam sobie smutno.
Aż wreszcie, przy okazji kolejnego smutnego westchnięcia, wpadłam na pomysł.
Skoro jedyną wadą sukienki jest eksponowanie tego, co mam w miejscu dekoltu, należy to miejsce zasłonić.
Co pomyślawszy, przystąpiłam do produkcji osłonki.
Osłonkę robiłam z włóczki Solfege, z której robi się KOSZ-MAR-NIE, jest to bowiem włóczka nie dość, ze składająca się z, jakby to ująć, niezależnych niteczek, łączących się i rozłączających nieregularnie (a co za tym idzie, rozłażących się i haczących w czasie robienia), to jeszcze co siedem centymetrów wpleciony jest w nią jest cekinek.
No, ale efekt jest, o taki:
I w dodatku całkowitym przypadkiem (co przyznaję) srebrny odcień Solfege idealnie pasuje do odcienia sukienki, w związku z czym wszystko razem wygląda nie jak przypadek, ale jakby było tak, jak miało być od samego początku.
I dekolt zasłania idealnie, dzięki czemu mogę eksponować nogi :).
A gdyby ktoś nawet wolał wpatrywać się w ten zasłonięty dekolt zamiast w moje nogi, jego uwaga zostaje rozproszona na skutek subtelnego migotania.
Powiadam Szanownemu Państwu, warto było oblewać się potem nad rozdwajającą się włóczką i kląć na cekinki!
Nabyłam ją w tzw. ekskluzywnym ciucholandzie - w ciucholandzie dlatego, że nie pamiętam już, kiedy nabyłam coś w innym rodzaju sklepów, a w ekskluzywnym - bo to był malutki ciucholand, którego właścicielka miała same oryginalne, pieczołowicie dobierane rzeczy, a w ogóle siedziała sobie w miejscu pracy i machała szydełkiem, czółenkiem albo inną igłą do koralików, po czym to, co wyprodukowała też wystawiała na sprzedaż. Słowem, artystyczny ciucholand z artystycznym duchem, dość drogi, ale upolowałam akurat przecenę i za całe dziesięć złotych nabyłam sukienkę,
styl empire, czy też, jak określiłam to natychmiast "styl - Fantyna śpiewająca w Les Miserables", surowy jedwab na podszewce, powiewna, cudownie się układająca, po prostu och i ach.
Niestety, po powrocie do domu i dokonaniu przymiarki (nigdy niczego nie mierzę w sklepach, ekhm) dokonałam straszliwego odkrycia - oto sukienka w stylu empire wymaga posiadania dekoltu w stylu empire,
![]() |
Francois Gerard, portret Madame Recamier |
W związku z czym sukienkę odwiesiłam w szafie, i tylko, czasem trafiając na nią przypadkiem, wzdychałam sobie smutno.
Aż wreszcie, przy okazji kolejnego smutnego westchnięcia, wpadłam na pomysł.
Skoro jedyną wadą sukienki jest eksponowanie tego, co mam w miejscu dekoltu, należy to miejsce zasłonić.
Co pomyślawszy, przystąpiłam do produkcji osłonki.
Osłonkę robiłam z włóczki Solfege, z której robi się KOSZ-MAR-NIE, jest to bowiem włóczka nie dość, ze składająca się z, jakby to ująć, niezależnych niteczek, łączących się i rozłączających nieregularnie (a co za tym idzie, rozłażących się i haczących w czasie robienia), to jeszcze co siedem centymetrów wpleciony jest w nią jest cekinek.
No, ale efekt jest, o taki:
I w dodatku całkowitym przypadkiem (co przyznaję) srebrny odcień Solfege idealnie pasuje do odcienia sukienki, w związku z czym wszystko razem wygląda nie jak przypadek, ale jakby było tak, jak miało być od samego początku.
I dekolt zasłania idealnie, dzięki czemu mogę eksponować nogi :).
A gdyby ktoś nawet wolał wpatrywać się w ten zasłonięty dekolt zamiast w moje nogi, jego uwaga zostaje rozproszona na skutek subtelnego migotania.
Powiadam Szanownemu Państwu, warto było oblewać się potem nad rozdwajającą się włóczką i kląć na cekinki!