Bardzo, bardzo zaawansowani i wierni Czytelnicy bloga Królowej Matki pamiętają być może wpis i szalik, który zaczęłam robić, a potem zabrakło mi włóczki.
Włóczki, jak się okazało, zabrakło wszędzie, niewykluczone, że w całej Polsce (za granicą nie sprawdzałam), więc - chcąc nie chcąc - dokupiłam włóczkę tej samej grubości i w jednym z odcieni występujących w melanżu, sprułam (szlochając) 1/3 tego, co już zrobiłam i wykonałam środek szala w jednym odcieniu, wskutek czego szal przybrał następujące oblicze
a zimą niejednokrotnie może nie dosłownie uratował mi życie, ale z pewnością bardzo je ułatwił, jest bowiem obszerny, dłuuuugi, szeroki i bardzo, ale to bardzo ciepły.
Został też zauważony przez jedną z moich Ukochanych Przyjaciółek, wielbicielkę szalików, a jak wielbicielka szalików, która posiada ich pokaźną kolekcję (i to nie byle jakie szaliki ma w tej kolekcji, a jakże!) w ogóle zauważa szal i wyraża dla niego uznanie, to jedyne, co można zrobić to zaproponować jej zrobienie takiego. Zwłaszcza, że jest to Przyjaciółka, która rozwydrza moje dzieci obdarowując je - z okazji i bez okazji - prezentami, mnie też obdarza oraz wozi do Sąsiedniego Grodu do lekarzy na kontrole, i oczywiście nie chce słyszeć nie tylko o jakiejś rekompensacie, ale nawet o szczególnie wylewnych podziękowaniach.
Więc taki szalik to jest absolutne minimum!
Przyjaciółka wybrała kolory, ja przeanalizowałam dostępne na rynku włóczki, i porobiłam proponowane zestawy, jeden z zestawów został przyklepany przez przyszłą Wlaścicielkę i już można było zacząć robić to:
Czysta żywa wełna może nie pasować w tej chwili do szalejącej za oknami aury, ale, cóż.
W końcu kiedyś zacznie :).
Włóczki, jak się okazało, zabrakło wszędzie, niewykluczone, że w całej Polsce (za granicą nie sprawdzałam), więc - chcąc nie chcąc - dokupiłam włóczkę tej samej grubości i w jednym z odcieni występujących w melanżu, sprułam (szlochając) 1/3 tego, co już zrobiłam i wykonałam środek szala w jednym odcieniu, wskutek czego szal przybrał następujące oblicze
a zimą niejednokrotnie może nie dosłownie uratował mi życie, ale z pewnością bardzo je ułatwił, jest bowiem obszerny, dłuuuugi, szeroki i bardzo, ale to bardzo ciepły.
Został też zauważony przez jedną z moich Ukochanych Przyjaciółek, wielbicielkę szalików, a jak wielbicielka szalików, która posiada ich pokaźną kolekcję (i to nie byle jakie szaliki ma w tej kolekcji, a jakże!) w ogóle zauważa szal i wyraża dla niego uznanie, to jedyne, co można zrobić to zaproponować jej zrobienie takiego. Zwłaszcza, że jest to Przyjaciółka, która rozwydrza moje dzieci obdarowując je - z okazji i bez okazji - prezentami, mnie też obdarza oraz wozi do Sąsiedniego Grodu do lekarzy na kontrole, i oczywiście nie chce słyszeć nie tylko o jakiejś rekompensacie, ale nawet o szczególnie wylewnych podziękowaniach.
Więc taki szalik to jest absolutne minimum!
Przyjaciółka wybrała kolory, ja przeanalizowałam dostępne na rynku włóczki, i porobiłam proponowane zestawy, jeden z zestawów został przyklepany przez przyszłą Wlaścicielkę i już można było zacząć robić to:
Czysta żywa wełna może nie pasować w tej chwili do szalejącej za oknami aury, ale, cóż.
W końcu kiedyś zacznie :).
Szale piękne, zarówno wzór, jak i kolorystyka. Dobra robota i Przyjaciółka zapewne zadowolona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Twierdzi, ze tak :), a ja wolę jej wierzyć :D.
UsuńJaki piękny!!! Te Przyjaciółkowe kolory i mnie by leżały. Muszę zweryfikować moje przyjaźnie chyba ;)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńMożesz się sama nauczyc, falowanie jest łatwe!
Piękne kontrasty: woda i ogień? :)
OdpowiedzUsuńNiechcący, ale rzeczywiście tak wyszło :).
UsuńCudowne szale. Wspaniałe kolory. Powiem szczerze, że dobrze się stało, że zabrakło Ci wełny :-) Tak jest doskonale :-)
OdpowiedzUsuńA mnie bardziej podoba się Twój szal - śliczne kolory.
Pozdrawiam serdecznie.
Chyba tak :D. Teraz i ja tak myśle, chociaż byłam wściekla, jak musiałam kombinowac i pruć. Ale dwukolorowo jest chyba lepiej.
UsuńPozostaje życzyć Królowej Matce więcej takich przyjaciólek
OdpowiedzUsuńi braku braków we włóczkach wszelakich :-)
Nie, lepiej nie, proszę! (to o włóczkach, rzecz jasna :D!)
UsuńJa myślę...;)
UsuńPiękne.
OdpowiedzUsuńI to tak tym szydełeczkiem Królowa Matka osobiście?
Też się kiedyś nauczę:-)
Szydeleczkiem i własną rączką. Zalecam nauczenie się, machanie szydełeczkiem koi nerwy, a czyż nie tego nam trzeba w tych niespokojnych czasach :).
UsuńTak drogie czytelniczki kłebowiskowego bloga - piękny jest i MÓJ CI JEST:) Kiedy przyniosłam go do domu, gestem niby to niedbałem;), przewiesiłam go przez oparcie sofki, a widząc, że pięknie owo oparcie stroi - zostawiłam go tam, na widoku, do zimy. I choć jestem istotą zdecydowanie ciepłolubną, żal mi serce ściska, że jeszcze przez kilka miesięcy go nie ubiorę. Zatem niech trwa "na widoku" i oko me cieszy!;-D A póki co, zabieram cztery inne (letnie!) szaliki i jadę na dwa dni do Sopotu. Serdeczności dla Wszystkich zachwyconych moim nowym szalikiem! A Tobie kochana raz jeszcze dziękuję:)))))))))))))))
OdpowiedzUsuńA proszę. I zazdroszczę Sopotu :).
UsuńKrólowo, serce pęka, że prułaś. No jakże żal. Obie wersje piękne: ta spruta i ta końcowa. Szal w kolorystyce amarantowo-różowo-popielato-jakiejśtam imponujący. Jako prezent - śliczny.
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci dokończenia pracy. Rzeczy, które musiałam popruć, już nie pamiętam, to się zapomina. W oczach stoi tylko efekt, czyli to, co ostatecznie wykonałam. Będziesz mieć wielką radość z szalika.
Cieszę się, że mimo czerwcowego wyznania literackiego udało Ci się wykończyć robótkę. Gratuluję i rzucam się do moich robótek wszelkich, nie tylko z-ręcznych.